Pomysł na walentynkowy weekend – Wisła (patriotyzm) i hotel ze SPA i basenami (w końcu cały rok zbierałem! ;)). Brzmi fajnie, prawda? Ale niestety tylko brzmi. Wybór padł na Gołębiewskiego, bo po pierwsze – znany, po drugie – 4 gwiazdki (wspomniałem już, jak długo zbierałem? :)), po trzecie – na oko fajna oferta walentynkowa, po czwarte – SPA, baseny, te rzeczy. No i pojechaliśmy …
Zgrzyt pierwszy – co prawda wspomniano o tym na stronie hotelu, ale naprawdę 30 zł za parking od gości hotelowych to lekka przesada.
Zgrzyt drugi – brak obiecanego „zestawu powitalnego” przy przyjeździe. Moim zdaniem zgodnie z nazwą powinien już znajdować się w pokoju, a nie być „doniesiony za pół godziny” – w końcu hotel pobrał na ten cel zaliczkę.
Zgrzyt trzeci – brak „zestawu powitalnego” 4 godziny później. Telefon do recepcji rozwiązał sprawę, aczkolwiek nigdzie nie mogłem znaleźć do niej numeru. Udało mi się go wydobyć dzwoniąc na Room Service.
Mały zgrzyt – co prawda nie korzystam, jednak wydawało mi się, że co jak co, ale w 4 gwiazdkach barek pokojowy powinien być tip top. Ten niestety świecił pustkami.
Plus pierwszy – rewelacyjny, twardy materac w łóżku 🙂
Zgrzyt czwarty – kelnerka w restauracji na pytanie o wina, odpowiada, że są białe i czerwone. Hmm chyba nie wyglądałem na „pani da obojętnie jakie, byle zimne”.
Plus drugi – całkiem smaczne jedzenie, przepyszne surówki, ciekawie skomponowane przekąski
Zgrzyt piąty, szósty itd, itp – Park Wodny Tropicana – tu nastąpiła kumulacja. Nikt nie wspomniał, że aby wejść do kompleksu basenów musimy mieć przy sobie OBIE karty do pokoju, więc musiałem drałować na 7 piętro po „zapomnianą” kartę. A windy wciągane są chyba ręcznie, przy czym goście hotelowi bez względu na to, w którym kierunku jadą, wciskają wszystkie przyciski. Park Wodny otwarty jest również dla gości z zewnątrz, co w połączeniu z mieszkańcami hotelu daje dzikie tłumy. Dodając do tego podejście „zbierałem na to cały rok, zdjęcia pokażę znajomym, niech im żal dupę ściska”, możemy spodziewać się pyskówek w stylu „spadaj pan, kto pierwszy ten lepszy”. Znalezienie jakiegokolwiek miejsca w jakimkolwiek jacuzzi graniczy z cudem, a do tego wszechobecne biegające dzieci, których rodzice zupełnie nic nie robią sobie z wszelkich zakazów kąpieli/wstępu itd itp. Całkowicie rozwaliła mnie kobieta, która do łaźni parowej weszła … z, na oko, jednorocznym dzieckiem. Pogratulować tylko rozsądku.
Plus trzeci – walentynkowa kolacja – z nóg nie zwaliła, ale była całkiem smaczna (biała czekolada z musem truskawkowym to po prostu poezja)
Zgrzyt, nie wiem który – patrz Zgrzyt czwarty – pan kelner „wiedział”, że mają dwa rodzaje wina czerwonego, chyba argentyńskie, zaraz dopyta. Nie dopytał. No do cholery, macie chyba 4 gwiazdki?
Plus czwarty – Stoch drugi raz zdobył złoto na Olimpiadzie 🙂
Plus piąty – w małej budce przy hotelu udało nam się kupić oscypki. Smakowały wybornie.
Podsumowując, jestem dość rozczarowany tym, co otrzymałem od Gołębiewskiego w Wiśle. Oczekiwania zostały dość brutalnie sprowadzone na ziemię. Chyba zbyt naiwnie wierzyłem, że 4 gwiazdki są gwarancją jakości. Chcąc, nie chcąc, zawsze porównuję Polskę z Austrią i mimo wszelkich starań w większości przypadków „piękna nasza Polska cała” po prostu daje ciała 😦 Kolejny wypad będzie z pewnością austriacki.