Od kilku dni fani twórczości Andrzeja Sapkowskiego, a przygód Geralta w szczególności, ekscytują się zapowiedzią nowej powieści osadzonej w wiedźmińskim świecie. Wiedźmin: Sezon burz, bo taką nazwę nosi nowa książka ASa, według wszelkich znaków na niebie i ziemi pojawi się w sprzedaży już 6 listopada. Szczerze powiedziawszy – nie mogę się doczekać.
Atmosferę oczekiwania skutecznie podgrzewają sprzeczne informacje publikowane przez różne portale, nawet te niekoniecznie sctricte związane z literaturą fantasy (a nawet literaturą w ogóle). A to, że bohaterem nie będzie Geralt, tylko zupełnie inny wiedźmin, a to, że książka będzie koncentrowała się na młodzieńczych latach białowłosego, a to, że poznamy kontynuację wiedźmińskiej sagi po wydarzeniach przedstawionych w Pani Jeziora.
Tymczasem w pierwszym udostępnionym fragmencie Sezonu burz, który można znaleźć m.in. tutaj, natykamy się na „starego, dobrego” Geralta, jakiego znamy z wcześniejszych dokonań Andrzeja Sapkowskiego. Można więc przypuszczać, że:
- Zakończenie Pani Jeziora to był taki „pic na wodę, fotomontaż”
- Nowa powieść jest pewnego rodzaju spin-offem, a w rolach głównych wystąpią np. Jaskier czy Yennefer, z którą Geralt nie może długo wytrzymać, ale i bez niej też ciężko
- Mistrzowi Sapkowskiemu zabrakło konceptu na wymyślanie wiedźmińskich imion, i nazwał bohatera po prostu Geralt. Również po to aby powkurzać czytelników.
Jakby nie patrzeć, Sezon burz kupię w ciemno. Świat wykreowany przez Sapkowskiego jest na tyle barwny, że z Geraltem i bez Geralta powinien zaoferować całkiem niezłą przygodę. A od decyzji zakupu nie odstraszy mnie żadna Żmija, która próbowała mnie skutecznie zniechęcić do pióra ASa. No chyba, że „nowy” wiedźmin to Żmija 2 – wtedy zużyję swoje ostatnie życzenie: A idź pan i wychędoż się sam 😉