Być w Wiedniu i nie wstąpić na Prater to tak jak być w Londynie i nie zobaczyć Big Bena, być w Paryżu i nie widzieć wieży Eiffla, być w Rzymie itd., itp. – wiecie o czym mówię. Wiedeński Prater to tak naprawdę ogromny park publiczny mieszczący m.in. narodowy stadion Austrii, wąskotorową kolejkę parkową oraz, a może przede wszystkim, wielki lunapark.





Oczywiście wiedeńskie wesołe miasteczko nie dorównuje rozmachem chociażby takim Disneylandom, ale umówmy się – amerykańskie parki rozrywki to przy Praterze szczeniaczki. Początki Wiener Prater sięgają 1766 roku, kiedy okoliczne tereny łowieckie stały się publicznie dostępne, a cesarz Józef II zezwolił łaskawie na postawienie tu pierwszych kafejek.





Duma i wizytówka Prateru, Diabelski Młyn (Wiener Riesenrad), został zbudowany w 1897 roku i był jedną z pierwszych karuzeli tego rodzaju na świecie. Jest on doskonałym miejscem widokowym, z którego rozciąga się wspaniała panorama Wiednia. Dodatkowo nie porusza się zbyt szybko, tak więc również osoby o słabszych nerwach mogą skusić się na rundkę tą 65 metrową machiną.





Na miłośników mocniejszych wrażeń czekają dziesiątki innych urządzeń, których nazw nie za bardzo potrafię wymienić. Powiem tylko, że bez odpowiedniej dawki płynnej odwagi może zrobić się słabo od samego patrzenia na niektóre z nich. A skoro już jesteśmy w rejonach kulinarnych, Prater oferuje mnóstwo mniejszych i większych punktów gastronomicznych, wśród których wyróżnia się Schweizerhaus serwujący najgenialniejszą na świecie golonkę, z delikatnie chrupiącą skórką i rozpływającym się w ustach mięskiem. Uwaga – ciężko o wolne stoliki.
Polecam odwiedziny wiedeńskiego Prateru, szczególnie wieczorową porą – po tej wizycie inaczej spojrzycie na wesołe miasteczka. A do golonki idealnie pasuje musztarda, grubo tarty chrzan, zimne piwo i kiszona kapusta. Mały tip dla smakoszy – przeciętna porcja waży około 1kg tak więc spokojnie zaspokoi dwie osoby 😉
Jedna uwaga do wpisu “Wiener Prater czyli Wesołe Miasteczko z duszą”