Najlepszym opisem sznycla wiedeńskiego jest stwierdzenie, że jest on dla Austriaków tym, czym dla Polaków bigos (tu wstawcie dowolną inną ulubioną potrawę). I od razu na wstępie uwaga dla osób z krakowskiego – sznycel to nie jest kotlet mielony! Nie, i kropka.
Legenda głosi, iż adiutant cesarza Franciszka Józefa, graf Attems, przesyłając marszałkowi Radetzkemu raport na temat sytuacji w Lombardii, dodał na marginesie notkę opisującą przepyszny, cielęcy kotlet panierowany. Po powrocie marszałka do Wiednia, cesarz osobiście poprosił go o podanie wspomnianego przepisu.
W legendzie może być ziarno prawdy, ponieważ prawdopodobnie protoplastą sznycla jest włoski kotlet Costoletta alla milanese, jednak Austriacy dumnie twierdzą, że sznycel wiedeński jest ich tworem i basta. W każdym bądź razie ma on z Włochami więcej wspólnego niż przykładowo ruskie pierogi, barszcz ukraiński czy ryba po grecku z odpowiednimi krajami.
Ale wróćmy do naszego austriackiego schabowego. Potrawa ta doczekała się swego rodzaju usystematyzowania. I tak mianem sznycla wiedeńskiego (Wiener Schnitzel) może szczycić się wyłącznie kotlet zrobiony z mięsa cielęcego. „Podróbki” wykorzystujące mięso wieprzowe to Schnitzel Wiener Art (sznycel po wiedeńsku) bądź też Wiener Schnitzel vom Schwein (czyli sznycel wiedeński ze świnki). W kartach dań można też natknąć się na Puten- lub Hühnerschnitzel, czyli kotlety zrobione z indyka lub kurczaka.

Po co iść na pizzę skoro można wciągnąć sznycla?
Tradycyjnie sznycla podaje się z cytryną, a jego nieodłącznym towarzyszem powinna być sałatka ziemniaczana, czyli w skrócie gotowane ziemniaki pokrojone w plastry, z dodatkiem cebuli, doprawione octem i oliwą. Gwarantuję, iż taki zestaw to nie tylko „schabowy z cytryną”, jak niektórzy mogą myśleć, ale prawdziwa uczta dla podniebienia.
Na koniec mała porada dla osób pragnących zjeść sznycla u źródeł, austriackich oczywiście. To restauracja Figlmüller, często polecana w przewodnikach – nie bez powodu. Mimo, iż serwują tam sznycla z wieprzowiny, jest to najlepszy sznycel jaki do tej pory miał okazję paść moją ofiarą. Dodatkowo w sałatce ziemniaczanej zamiast oliwy występuje olej z pestek dyni, będący nota bene kolejnym produktem, którego wytwarzaniem szczycą się Austriacy (a konkretnie mieszkańcy Styrii). Wspomniana restauracja może pochwalić się ponad stuletnią tradycją, a skład panierki jest rodzinną tajemnicą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
A najlepszą rekomendacją są słowa mojego kolegi, który po wizycie we wspomnianym lokalu stwierdził, iż od tej pory schabowego będzie skrapiał cytryną.
Dopiero po dwóch latach masz czelność pisać, że zostałem oszukany i jadłem podróbkę?! 😉 Następnym razem musimy wybrać się na tego oryginalnego, co bym miał porównanie 😉
Jeśli ma Cię to pocieszyć – to ja też byłem oszukiwany przez dłuższy czas 😀
Uwielbiam wszelkie Wiener Schnitzel czy inne Cotoletta alla Milanese (wersja z kością), ale w Polsce również jadło się dawno temu sznycle cielęce… np. z sardelami lub masłem sardelowym (inaczej tzw. anchovis – podobnie jak cytryna – przełamują pysznie delikatny, mleczny smak cielęciny). Robiłem, polecam. http://www.kucharz1935.republika.pl/cielecina.html#411 Kurde, zgłodniałem…